O sądach w Berlinie

Był taki król pruski, który miał na imię Fryderyk. Miał dość trudny charakter, bano się go powszechnie, rządził nie oglądając się na nic, ani na nikogo. Nienawidził wschodniego sąsiada (czyli Polski), szkodząc mu, gdzie tylko mógł. Po stronie plusów trzeba mu jednak zapisać fakt, że to on zapoczątkował (jednym rozkazem) uprawę kartofli w Prusach, oraz zasłużył sobie w ogólnym rozrachunku na przydomek Wielkiego. Tenże Fryderyk Wielki miał pod Berlinem posiadłość, którą szczególnie lubił i którą nazwał z francuska Sans Souci (choć trudno w to uwierzyć, kiepsko mówił po niemiecku). Tuż za płotem, po sąsiedzku, znajdował się niewielki młyn, a królowi zamarzyło się, żeby posiadłość zaokrąglić poprzez wykupienie tej przyległej działki. Tymczasem młynarz, prostacko odporny na szczęście polegające na zwróceniu na siebie uwagi władcy, wcale nie chciał młyna sprzedać. Doszło wreszcie do sytuacji, że krnąbrnego poddanego zaczęto straszyć możliwymi konsekwencjami i działaniami, które i tak skłonią go do sprzedaży. Zawzięty młynarz miał wówczas wypowiedzieć znamienne słowa: “są jeszcze sądy w Berlinie”. Co najciekawsze król, który był przecież władcą absolutnym, przywykłym do tego, że jego wola staje się prawem, słysząc te słowa zrezygnował z powiększania swego parku.

A u nas, ponad dwa wieki później, prawo może być z łatwością naginane do prywatnych poglądów lokalnych władz, które wówczas, przestając stać na straży prawa, stają się moim zdaniem jedynie zbiorowiskiem kacyków. Rozumiem, oczywiście, że dla wielu osób na stanowiskach to właśnie sama władza (a nie prawo) jest najważniejsza. A jeśli tak, to nie dziwi mnie też to, że zawodowi biurokraci wysokiego szczebla czujnie wsłuchują się w odgłosy dobiegające z góry i dostosowują się niezwłocznie do nowych trendów. Jest to dla mnie jeszcze jeden dowód na to, że nasza szeroko pojęta kasta polityczna nadaje się jedynie do wymiany, właśnie z powodu pogardy dla prawa, źle maskowanej jezuickimi sofizmatami. Trzeba nareszcie zaprowadzić w kraju żelazne standardy poszanowania obowiązującego prawa, bo któż ma w końcu prawa przestrzegać, jeśli nie władza? Jedyną pociechą w całym tym żenującym spektaklu kilku ostatnich dni jest to, że znalazło się w kraju tysiąc czterystu sprawiedliwych, którzy nie zawahali się zaryzykować utraty zębów po to, aby zamanifestować przywiązanie do wolności słowa. Jest sprawą osobną, jak ową wolność słowa można wykorzystywać, jednak w żadnym wypadku nie daje to nikomu prawa do kneblowania jakichkolwiek wypowiedzi z powodu różnicy poglądów. Powinno to być jasne, czytelne i niezwykle ważne w kraju, którego obywatele przez mniej więcej pięćdziesiąt lat o wolności słowa mogli tylko marzyć.

16 myśli na temat “O sądach w Berlinie

  1. Ostatnie wydarzenia pokazują, że wolność słowa w tym kraju należy się jedynie politykom i Radiu Maryja. Niestety, pojęcie „wolność” zostało mocno wypaczone przez władze, sugerujące, że obywatel ma „wolność do” tego, na co mu władza pozwoli… Symptomatycza sytuacja…? Pozdrawiam. http://www.malinkaberry.blog.onet.pl

    1. Ta koleina prowadzi, niestety, tam, skąd państwa demokratyczne dawno już odeszły. Czas hamować.Pozdrawiam

  2. -Panie Kowalski ! Ile jest 2+2 ? -A ile Pan sobie życzy, Panie Dyrektorze ?

    1. Serwilistyczna dyspozycyjność aparatczyków tkwi wciąż w najgłębszej bolszewii.Pozdrawiam

  3. Mnie najbardziej zdumiało to, że na przeciw demonstrantów staneli młodzi ludzie a nie tylko osławione „mocherowe berety”. Młodzi, pełni pogardy i agresji. Łudziłam się, że pewne typy zachowań wymrą śmiercią naturalną a tu zanosi się na długi, bolesny i bardzo powolny proces.

    1. Bycie młodym nie oznacza z definicji otwartości na innych, tolerancji itd. To, że także młodzi ludzie nie podzielają haseł równości nie jest wcale żadną hańbą – każdy może myśleć jak chce, bo to jego prawo. Gorzej, gdy za taką postawą idą żądania zabronienia wszelkiej inności i odmienności w imię szczytnych celów.Pozdrawiam

  4. Czytałem, że z tym młynarzem i całym powiedzeniem „Są jeszcze sądy w Berlinie”, to była akcja propagandowa Fryderyka Wielkiego. Mianowicie, „pozwolił” on wygrać w sądzie młynarzowi, a potem pisarze opisali ten fakt, udowadniając całej Europie, jaki to z tego Fryderyka władca oświecony.

    1. Nie wykluczam, że masz rację i król zadrwił w ten sposób ze wszystkich, zasługując sobie na niezasłużenie dobrą ocenę w oczach zwolenników praworządności. Tym bardziej trzeba uczyć się od najlepszych, bo propaganda to przepotężna broń. Co broniło pozwolić na przeprowadzenie tej nieszczęsnej manifestacji równości w Poznaniu? Przyszłoby ze dwieście osób, zobaczyłoby ich kilka – kilkanaście tysięcy, zbulwersowałoby się dwadzieścia procent. Niewielki koszt w porównaniu do rozdmuchanej akcji na skalę już europejską, przypisywanie krajowi skłonności faszystowskich, zarzuty nietolerancji itd. Poza tym – argument łamania konstytucyjnych praw obywateli jest jednak poważny i wiele osób tak go traktuje.Pozdrawiam

  5. Fryderyk ma zdecydowanie dobrą prasę, chociaż miał imperialistyczne ciągotki, prowadził wojny, które kosztowały jego kraj życie wielu żołnierzy (tracił ich więcej niż wrogowie), był władcą absolutnym, karykaturalnym mizoginem, etc. A „Wielkim” jest chyba dlatego, że miał szczęście… A może dlatego, że potrafił się reklamować. W każdym razie choć o jego wielkści można dyskutować, nie mam zamiaru podejmować tu polemiki. Wątpię tylko, czy tak było z tymi kartoflami. Do Polski kartofle dotarły za panowania Wettinów, a to dlatego że zarządcy majątków, pochodzący z Saksonii, wprowadzali sobie znane uprawy. Jeśli za Augusta II, czy III w Polsce mieliśmy kartofle, a w Prusach wprowadzano je rozkazem z góry za Fryderyka Wielkiego, to Prusy musiały być zapóźnione… Czasy niby podobne, ale trudno mi uwierzyć, że byliśmy bardziej postępowi…

    1. 1. Fryderyka II historia zwie Wielkim i nic na to nie poradzę. Proszę zauważyć, że mój tekst nie jest peanem na jego cześć, tylko krótkim opowiedzeniem ciekawej historyjki związanej z władzą absolutną, która – jakoby – ugięła się przed prawem.2. Trudno mi doprawdy wyrokować, czy Saksonia, czy Prusy owych czasów były lepiej rozwinięte ekonomicznie. Po Twojej uwadze rzuciłem się do źródeł, żeby sprawdzić, czy może coś źle zapamiętałem z dawnych lektur. Wziąłem do ręki książkę Stanisława Salmonowicza „Fryderyk II”, Ossolineum 1981 i tam na stronie 155 odszukałem ten oto urywek, który przytaczam: „Droga do podniesienia kultury życia i pracy ówczesnego chłopa była w panujących stosunkach społecznych bardzo trudna i dlatego spore wysiłki Fryderyka, omijającego zasadnicze sprawy społeczne, dawały stosunkowo małe rezultaty. Liczne inicjatywy Fryderykowe, jak na przykład masowa uprawa ziemniaków, a w dziedzinie hodowli zwierząt import hiszpańskich merynosów, natrafiły na niezrozumienie i skończyły się chwilowym lub trwałym niepowodzeniem.” A więc jednak dobrze pamiętałem, że to Fryderyk pruski nakazał w swoim kraju masową uprawę kartofli, choć istotnie umknęło mi całkowicie, że spotkał się na tym polu z niepowodzeniem.3. Zawsze zapraszam.Pozdrawiam

  6. Witaj Vulpianie!Ta historyjka tylko potwierdza tezę, że samoograniczajaca się władza to taki cud, że po stuleciach jeszcze pamięta sie każdy podobny incydent. To już chyba częściej statystycznie rodzi sie cielę o dwóch głowach.Pozdrawiam

    1. Fanaberio!1. Tyle, że Fryderyk był monarchą absolutnym, a nasze władze pretendują jednak do miana demokratycznych, więc o samoograniczenie powinno być im nieco łatwiej. Poza tym pomazańca nikt nie śmiał z niczego rozliczać, a obecnie opozycja aż podskakuje, żeby na czymś rządzących złapać. A już najgorzej, gdy społeczeństwo zacznie własną wladzę wyśmiewać.2. Niezłym przykładem są też kurczaki na pięciu łapkach.Pozdrawiam

      1. > A już najgorzej, gdy społeczeństwo zacznie własną wladzę wyśmiewać. Czyżbyś był zwolennikiem cenzury? I zainteresowania sie takimi prześmiewcami przez prokuraturę?

      2. Skądże – wyjawiłem jedynie moje domniemanie, że jeśli lud śmieje się z władzy, to jest to dla władzy straszny policzek i temat do przemyśleń. Przeczytałem mój wpis jeszcze raz i nie zauważyłem ani słowa pochwały cenzurowania czy też zachęty do kneblowania szyderczo roześmianych ust.Pozdrawiam

      3. Napisałeś:> A już najgorzej, gdy społeczeństwo zacznie własną wladzę wyśmiewać. No właśnie. Tak być nie może! Karać surowo za takie podśmiechujki! ;)PS. Oczywiście żartuję. Już z głównego tekstu widać, ze jesteś przeciw krępowaniu wolnego słowa. Nawet w zęby nie wolno za krytykę dać ;(.Pozdrawiam

      4. 1. Zęby są ważne, a chyba tylko rekinom wyrastają na okrągło, przez co zwierzątka te mają zawsze właściwy zgryz.2. Władza może budzić różne uczucia, ale jeśli przeważa śmiech, to dla władzy fatalnie. U nas, na szczęście dla władzy, jeszcze do takiego stanu daleko, choć kilku posłów czyni, co tylko może, aby nadwątlić poważny wizerunek.Pozdrawiam

Możliwość komentowania jest wyłączona.