Nieoczekiwanie posłowie partii opozycyjnej oznajmili, że Woronicza w stolicy to „ostatni bastion demokracji” w kraju. Chcą tam koczować dzień i noc grupkami, żeby – no, właśnie: czemu? Ulegli najwyraźniej pokusom Orła sławy, nie pamiętając widocznie (marnie oceniam ich wydolność umysłową), że wcielił się weń sam diabeł. No i wyczekują hord Pankracego, który wieszczy otwarcie, że ich czas zostanie zapomniany. I bardzo ciekawi mnie czy są gotowi na męczeństwo.
Powiedzieć można wszystko, ale dobrze jest wiedzieć, co z tego może wyniknąć. Świeżo oderwani od swoich koryt wydają się nie zdawać sobie z tego sprawy. Groteskowość to jedna z gorszych rzeczy, jakie mogą się zacząć kojarzyć z partią.
„Przyszedł śmierdziel do ogrodu i stwierdził,
że się ktoś dopuścił smrodu, bo śmierdzi”…
To o nich pisał przed 100 laty Julian Tuwim. Ale skąd wiedział, że…
Hasła głoszone ostatnio przez posłów opozycji stoją w absolutnej sprzeczności z tymi, które mieli na ustach przez ostatnie osiem lat: „Demokracja”, „Konstytucja”, „Unia Europejska”. A wydawało się wtedy, że te wyrazy palą im wargi.
Pozdrawiam
No bo palą. Dlatego starają się je wypluć [że nie określę tego dosadniej].
Wygląda to dość absurdalnie, ale im zdaje się nie przeszkadzać.
Pozdrawiam
Zabrakło im hr. Henryka…
To wydaje się dziwne, bo tam akurat wódz na koniu od dawna jest jeden. Niepotrzebnie uwierzył we własną propagandę?
Pozdrawiam
Hmmm… A mnie się zdawało, że Sancho Pansa [mały, brzuchaty, zapyziały] peregrynował na…krewnym konia z bocznej linii.
Ja z bratankiem na czele…
Pozdrawiam